Jan Misiek – tu jest moje miejsce
T U J E S T M O J E M I E J S C E
Gdański artysta zajmujący się malarstwem i kolażem. Przewodnim tematem jego prac jest czas i przemijanie, specjalnie unika technik, które mogłyby świadczyć o jego umiejętnościach manualnych, forma jest daleka od kolorystycznego i ułożonego trendu społeczeństwa konsumpcyjnego.
Rozmowa z Janem Miśkiem
“Kurier Bytowski” – Skąd czerpie Pan inspiracje?
Jan Misiek – Z życia. Zabieram się do działania, tylko gdy mam ku temu jakiś powód. Czasami zainspiruje mnie przyroda, np. kolor kwitnącego głogu, a czasem znaleziony na ulicy zgnieciony kapsel czy stare zdjęcie lub strzęp listu.
Często wykorzystuje Pan w swoich kolażach stare zdjęcia. Czy pochodzą z rodzinnych albumów?
Różnie. Część pochodzi z prywatnych zbiorów. Wiele zdjęć otrzymuję po wystawie. Kiedyś np. wystawiałem prace w klubie, w którym organizowano ogniska młodzieżowe. Później dzieci przynosiły swoje zdjęcia z Pierwszej Komunii i też robiły kolaże. Moje kompozycje stanowiły dla nich inspirację. Kiedyś będąc w Heimatmuseum koło Stuttgartu otrzymałem sporo starych zdjęć od jego dyrektorki.
W naszym muzeum możemy oglądać ponad 40 Pańskich prac. W jakim okresie powstawały?
Większość w ostatnich dwóch latach, ale są też prace, głównie obrazy, malowane przed 4 laty. Często powracam do ukończonych już dzieł. Pracuję cyklicznie. Raz maluję jakiś abstrakcyjny obraz, by na chwilę go zostawić i zasiąść do kolażu.
Czy cały wolny czas poświęca Pan tworzeniu?
Chciałbym. Niestety, choć jest to mój jedyny zawód, nie zawsze mogę poświęcić mu każdą minutę.
A czy można utrzymać z niego rodzinę?
Na pewno nie jest to regularny dochód. Czasami w ciągu 4 tygodni sprzedaję kilka dzieł, a potem przez następne kilka miesięcy ani jednego. Dlatego dorabiam tworząc oprawy graficzne książek.
Mieszka Pan w Gdańsku. Łatwo jest być artystą w tak dużej aglomeracji jak Trójmiasto?
Często zadaje mi się to pytanie i za każdym razem mam trudności z udzieleniem odpowiedzi. Na pewno trudno jest w dużym mieście zajmować się sztuką na serio. To niewdzięczny kawałek chleba.
Skąd wzięło się Pańskie zainteresowanie malarstwem?
Był to splot różnych zdarzeń. Po ukończeniu średniej szkoły plastycznej poszedłem na wyższe studia o tym profilu. Panowała tam jednak wysoce artystyczna atmosfera. Każdy student czuł się geniuszem. Nie odpowiadało mi to, więc przeniosłem się na filologię polską. Tu okazało się, że trzeba było przejść kilkumiesięczne szkolenie wojskowe. Aby tego uniknąć, wróciłem do plastyków. Teraz wiem, że właśnie tam było moje miejsce. Myślę, że zostałem stworzony do tego, co robię. Od samego początku zająłem się malarstwem. W pewnym momencie przestało mi to jednak wystarczać, więc przerzuciłem się na kolaże.
Czy ktoś z rodziny poszedł w Pana ślady?
Córka ma zdolności malarskie, ale nie chce ze mną konkurować. Zresztą nigdy jej do tego nie namawiałem. Lubi natomiast wytwarzać ręcznie rozmaite przedmioty.
rozmawiała Joanna Rogala-Płaksa
Recent Comments